O spektaklu
Rigoletto jest pierwszym dziełem Verdiego, które w pełni zasługuje na miano mistrzowskiego i ugruntowało jego sławę jako kompozytora poza granicami Włoch.
Libretto, na kanwie dramatu Król się bawi Victora Hugo, opracował Francesco Maria Piave, zaś Verdi stworzył doń porywającą muzykę - bardzo efektowną, a przy tym pełną wyrazu i emocji. Czyni ona z bohaterów dramatu prawdziwych, żywych ludzi, którzy kochają, cierpią, zazdroszczą i się mszczą.
Rigoletto porusza charakterystycznie zarysowanymi postaciami głównych bohaterów: libertyna Księcia, uwodzącego co dzień inną kobietę i jego zgorzkniałego, szyderczego błazna który, jak się okazuje, jest kochającym ojcem. Galerie postaci dopełniają płatny morderca Sparafucile, jego siostra Magdalena i zgraja snujących intrygi dworzan. Są to właściwie antybohaterowie, którzy tworzą odrażający świat. Kontrastuje z nimi córka Rigoletta - niewinna i słodka Gilda. Paradoksalnie, ją jedną, która potrafi kochać bezinteresownie i poświęcić się dla miłości, dotyka tragedia.Pomimo wstrząsającego tematu, dzieło pełne jest przepięknych fraz, to właśnie z Rigoletta pochodzi jeden z operowych szlagierów - aria Księcia z IV aktu La donna e mobile.
Obsada
* - gościnnie
Streszczenie libretta
Akt I
W pałacu księcia Mantui odbywa się bal. Książe - pozbawiony skrupułów młodzieniec - żądny jest jedynie rozkoszy i uciech zycia. Niedawno uwiódł córkę hrabiego Monterone, a teraz wpadła mu w oko piękna hrabina Ceprano. Rigoletto - pokraczny błazen książęcy - wyśmiewa publicznie hrabiego Ceprano i doradza Księciu, aby go uwięził lub zabił. Hrabia pragnie się zemścić i w tym celu proponuje dworzanom, aby porwali dla Księcia młodą i piękną dziewczynę mieszkającą w ustronnym domku, do którego co wieczór potajemnie podąża Rigoletto. Ceprano sądzi, że dziewczyna jest kochanką błazna. Mącąc atmosferę balu, pojawia się hrabia Monterone, który w majestatycznej postawie staje przed Księciem i żąda satysfakcji za uwiedzenie córki. W odpowiedzi Rigoletto drwi z jego słów. Oburzony starzec przeklina błazna i jego pana.
Póznym wieczorem Rigoletto powraca do swego domu na przedmieściach Mantui. Najemny morderca Sparafucile pragnie ofiarować mu swe usługi, Rigoletto odrzuca jednak te propozycje. Lecz w jego duszy budzi się uczucie grozy i lęku. Zródłem trosk błazna jest ukochana córka - Gilda, którą wychowuje z dala od ludzi, strzegąc jak skarbu. Pozwala jej wychodzić jedynie do kościoła. Nie wie jednak, że właśnie w kościele dziewczyna poznała i pokochała nieznanego młodzieńca. Do domu Rigoletta wkrada się Książe Mantui przebrany w mieszczański strój. To on jest wybrankiem Gildy, a teraz ukryty wśród krzewów dowiaduje się ze zdumieniem, że jest ona córką jego błazna. Po odejściu Rigoletta Książe wychodzi z ukrycia i po uspokojeniu przestrachu Gildy, przedstawia się jako ubogi student, wyznając jej miłość. Pojawiają się dworzanie Księcia, którzy przybyli wykonać swój plan. Towarzyszy im sam Rigoletto przekonany, że idzie o hrabinę Ceprano, której pałac znajduje się naprzeciwko jego domu. Zamaskowany pomaga porywaczom i dopiero słysząc krzyk Gildy, spostrzega, że porywana jest jego własna córka. Uzmysławia sobie, że padł ofiarą podstępu.
Akt II
Książe nie wie jeszcze o niespodziance, jaką mu zgotowali dworzanie, dlatego, przekonawszy się o zniknięciu Gildy, przypuszcza, że ktoś inny ośmielił się ją porwać. Jest zrozpaczony. Gdy dworzanie z humorem opisują mu scenę porwania i donoszą, że rzekoma kochanka Rigoletta znajduje się w pałacu, Książe ogarnięty namiętnością spieszy do swej ofiary. Tymczasem przybywa do pałacu Rigoletto. Pod maską dowcipu ukrywa swą troskę i wszędzie szuka Gildy. Dworzanie jednak nie dopuszczają go do pokojów książęcych. Wiadomość, że Gilda nie jest kochanką Rigoletta, lecz jego córka, na chwilę tylko wstrząsa ich sumieniami. Prośby nieszczęsnego ojca pozostają daremne. Wtem otwierają się drzwi książęcej komnaty i wybiega z nich Gilda. Tuląc się do kolan ojca, opowiada mu historię swego porwania, lecz również i miłości. Rigoletto rozumie wszystko. W jego sercu wzbiera gniew. Przechodzący przez salę więzień - hrabia Monterone, ubolewa nad nieskutecznościa przekleństwa.
Słysząc to Rigoletto, w uniesieniu obiecuje okrutnie zemścic się za niego i za siebie. Gilda, która nadal kocha Księcia, prosi ojca, by porzucił swój zamiar. Rigoletto jest nieubłagany i zabiera ją siłą z pałacu.
Akt III
Książe skuszony wdziękami Magdaleny, siostry najemnego mordercy Sparafucila, zjawia się na przedmieściach Mantui. Wcześniej Rigoletto zapłacił Sparafucilowi, by ten zabił Księcia. Błazen przyprowadził ze sobą również Gildę, aby zrozumiała, że Książe nie jest wart jej miłosci. Magdalena, której spodobał się młodzieniec, prosi brata, by darował mu życie. Sparafucile stwierdza, że nie zabije Księcia, jeżeli będzie mógł zgładzić kogoś innego. Słyszy to Gilda i postanawia poświęcić się za ukochanego. Pojawia się Rigoletto i otrzymuje od Sparafucila worek z ciałem zamordowanej ofiary. Nagle słyszy śpiew Księcia. Rozpruwa worek i rozpoznaje Gildę. "Spełniło się przekleństwo" - krzyczy Rigoletto i pada bez zmysłów na ziemię obok martwej Gildy.
Obsada
Recenzje spektaklu
Rigoletto we Wrocławiu
Pierwsze wykonanie słynnej opery Giuseppe Verdiego Rigoletto odbyło się we Wrocławiu w 1859 r., osiem lat po prapremierze weneckiej. Nie wzbudziło ono wtedy jeszcze tak wielkiego zainteresowania jak w okresie późniejszym ze względu na brak wybitnych wykonawców ról pierwszoplanowych. Następne realizacje wrocławskie związane już były z wybitnymi wykonawcami trzech kluczowych postaci: głównego bohatera, pokracznego błazna książęcego - Rigoletto, jego córki - Gildy, i księcia Mantui. Do tradycji kreowania tych trzech postaci przez wybitnych wykonawców zaliczanych do czołówki światowej nawiązała w swej najnowszej premierze Ewa Michnik, przygotowując nową, oryginalną wersję tego wielkiego dzieła.
W partii tytułowej wystąpił znakomity polski baryton Andrzej Dobber, artysta, który w tej właśnie roli debiutował we włoskim Teatro alla Scala. W postać księcia Mantui wcielił się wybitny amerykański śpiewak Gregory Turay, solista największych teatrów operowych na świecie. Natomiast w słynnej owianej legendą kobiecej roli Gildy wystąpiła pochodząca z Wrocławia wielka polska śpiewaczka Aleksandra Kurzak, solistka wielkich scen operowych. Efekt muzyczny wielkiej opery Verdiego w każdym przypadku polega na trafnym doborze utalentowanych i doświadczonych solistów. We wrocławskiej inscenizacji wielkim walorem spektaklu był udział Anny Bernackiej i Barbary Bagińskiej, młodych, utalentowanych wokalistek. Do wielkich efektów muzycznych można zaliczyć bardzo ciekawe i precyzyjnie wykonane fragmenty chóralne, przygotowane przez Małgorzatę Orawską.
Rigoletto jest tak wielkim i uniwersalnym dziełem scenicznym, że każda inscenizacja daje reżyserowi bogatą paletę możliwości. W koncepcji Michała Znanieckiego skupiło się wiele teatralnych tradycji, których punktem wyjścia są oczywiście dramaty Szekspira. Niełatwym przedsięwzięciem jest łączenie tradycji teatru weneckiego z technicznymi możliwościami naszych czasów, a jeszcze trudniejszym stworzenie homogenicznej syntezy bez zbędnych przerysowań estetycznych. Przepiękne stroje, maski, didaskalia i motywy świetlne (w realizacji Bogumiła Palewicza) dały tak silne efekty, że niekiedy odwracały uwagę od akcji dramatycznej. Z szeregu pomysłów Znanieckiego zrodziły się dwa teatry: jeden, niezwykle efektowny teatr świetlny, sam w sobie będący wielką sztuką, oraz drugi - bardziej tradycyjny, zamknięty w małej, pomysłowo wykonanej muszli drewnianej, która poprawiła akustykę sceny. Zgromadzenie wielu elementów scenicznych, bogatych kolorów i perspektywy scenograficznej przypomina nieco tradycje scenograficzną teatru barokowego. Wątpliwości Michała Znanieckiego, zawarte częściowo w jego komentarzu programowym, dotyczące oceny postaci Rigoletta, pozostają nadal otwarte. Powstaje też nowe pytanie dotyczące estetycznej spójności wszystkich elementów inscenizacji.
Wielkie kreacje solistów służące do wyrażenia "ludzkich namiętności", podparte partiami chóru i orkiestry oraz akcjami baletu, stanowiły punkt wyjścia dla pomysłów reżysera. Wielkie fragmenty ilustracyjne spotykają się tu z muzyczną prostotą i niemal banalnością. Ewa Michnik kierowała precyzyjnie całością przebiegu przedstawienia w sposób niezwykle wyważony. Dzięki temu muzyka Verdiego pozbawiona była niepotrzebnych przerysowań emocjonalnych, co nadało całości spektaklu znakomity kształt formalny. Powstała następna dobra i ważna realizacja wielkiego dzieła, a kluczem do pełnego określenia jej wartości jest zrozumienie i ocena ludzkich emocji, sprawy dobra i zła oraz sposobu ich wyrażania.
"Rigoletto" bez żartów
Najnowsza realizacja słynnej opery Verdiego to wyraźna deklaracja reżysera wizjonera. W Rigoletcie - zdaje się mówić Michał Znaniecki - najważniejsza jest muzyka. Truizm? Niekoniecznie.
Znaniecki, pracujący przeważnie w teatrach włoskich, często reżyseruje we Wrocławiu i za każdym razem mierzy się z dziełami innego gatunku. Z Cosi fan tutte Mozarta zrobił slapstickową komedię, Hagith Szymanowskiego była metafizyczno-erotycznym horrorem, a Napój miłosny Donizettiego plenerową superprodukcją z efektami specjalnymi. Muzyka i sceniczne sytuacje zapisane w partyturze były dla niego jedynie pretekstem do inscenizacyjnego rozpasania: natłoku znaczeń, kolorów, skojarzeń z estetykami popkulturowymi, jak i zaczerpniętymi ze świata sztuki bardziej koneserskiej. To, że każde z wrocławskich przedsięwzięć Znanieckiego okazało się sukcesem, tyleż było zasługą nowatorskich zapędów, co umiaru w szaleństwie. W przypadku Rigoletta reżyser, który myśli przede wszystkim efektownymi obrazami i lubi podkręcać tempo wydarzeń, schował się za bohaterami Hugo i Verdiego. To właśnie te postaci - egzaltowane i wikłające się w intrygi, które mogą mieć miejsce wyłącznie w romantycznej operze - są najważniejszym elementem przedstawienia. Reżyser, scenograf i autor kostiumów w jednej osobie umieścił je w charakterystycznym, niby-elżbietańskim anturażu, wydarzenia skoncentrował na niewielkim podeście, całość utopił w mroku.
Dawno nie było we Wrocławiu spektaklu, który tak wyraźnie podkreślałby umowność operowego widowiska. Bez szyderstwa z konwencji i bez pretensji do bycia przenikliwym traktatem obyczajowo-psychologicznym. W Rigoletcie według Znanieckiego wszystko jest na niby i w tonacji serio: kobiety umalowane trupią bielą noszą oszpecające peruki, zabójca Sparafucile pojawia się z przypiętymi skrzydłami anioła, a sam Rigoletto tylko udaje kalekę, ściągając w domu garb, jak plecak. Finałowy zgon Gildy - z głośnym "ach", puentującym ostatnie nuty wyśpiewane przez Aleksandrę Kurzak - to wyznanie miłości do operowej sztuczności i wyraz przekonania, że wiarygodność spektaklu oraz siła wzruszeń, jakie wywoła, zależą wyłącznie od charyzmy wykonawców. Zmienianie fabularnych akcentów - w jednych inscenizacjach postacią centralną jest tytułowy Rigoletto, w innych jego córka Gilda, w jeszcze innych Książę - jest operacją kuszącą, ale nie najważniejszą. Sam Znaniecki deklaruje, że po kilku już podejściach do opery Verdiego, tym razem najbardziej zaciekawił go wiarołomny, cyniczny i nieszczęśliwie zakochany Książę. Ale i tak liczą się tylko głosy.
Paradoksalnie, to wszystko nie wróży zbyt dobrze konsekwentnej i malowniczej inscenizacji Rigoletta. Bo żeby ten spektakl żył i zachwycał, potrzebni są śpiewacy, którzy nie tylko bezbłędnie przebrną przez legendarne arie, duety i diablo trudny kwartet "Bella figlia dell'amore", ale samą swoją obecnością sprawią, że publiczność wstrzyma oddech.
Podczas premiery Rigolettem był wielki Andrzej Dobber. Który z artystów występujących na co dzień we Wrocławiu może mu dorównać siłą i elastycznością głosu, wiarygodnością aktorstwa? Dobberowi partnerowała Aleksandra Kurzak, gwiazda MET i londyńskiej Royal Opera House. Którą z naszych solistek publiczność od pierwszych chwil obdarzy taką miłością?
Przekonamy się pod koniec stycznia, gdy Rigoletto w lokalnej obsadzie wróci na afisz opery.
Jeden artysta, różne twarze Rigoletta
Przebojowe dzieło Verdiego w inteligentnej inscenizacji Michała Znanieckiego i gwiazdorskiej obsadzie ozdobiła wielka kreacja Andrzeja Dobbera.
Ta premiera udowadnia, że we współczesnym teatrze operowym świetnego spektaklu nie stworzy sam reżyser. Jego inscenizacja staje się prawdziwa, gdy zyska on śpiewaków, którzy przekonają widzów, że w pozornie konwencjonalnej operze Verdi pokazał prawdziwe ludzkie uczucia. Rigoletto można uznać za konwencjonalne XIX-wieczne dzieło, zbiór pięknych melodii lub za poczciwą historyjkę o garbatym błaźnie, który mści się za uwiedzenie córki, lecz sam musi ponieść karę za swe niegodziwości. Ta opowieść nie przystaje do dzisiejszego świata, w którym wiele występków uchodzi nam bezkarnie.
Są jednak w Rigoletcie pewne wartości niezmienne, takie jak miłość czysta i bezinteresowna, dla której i dziś jesteśmy skłonni do poświęceń. Jeśli odnajdziemy to u bohaterów Verdiego, jego opera będzie przejmującym utworem. Taką prawdę ma w sobie tytułowy bohater w ujęciu Andrzeja Dobbera. Jest on przy tym artystą, który choć występował już wiele razy w tej roli, wciąż potrafi odkryć w niej coś nowego, dostosowując się do koncepcji reżysera.
Tydzień temu w tradycyjnej inscenizacji Rigoletta w Operze Narodowej Dobber zagrał starego, ułomnego błazna na renesansowym dworze. We Wrocławiu Rigoletto stał się mężczyzną mocnym i cynicznie bezwzględnym, znacznie groźniejszym od młodego księcia.
Jego błazeński garb stał się tym razem tylko zawodowym atrybutem, zdejmuje go, kończąc pracę. Na służbie z nadmierną gorliwością szydzi z innych, prywatnie zbyt żarliwie próbuje okazać ojcowską miłość. Dlatego, walcząc o odzyskanie córki, nie może pojąć, że przyczyn klęski powinien szukać w sobie samym. Motyw klątwy rzuconej na niego ma tu więc drugorzędne znaczenie.
Aktorstwo Andrzeja Dobbera jest oszczędne, a to, co robi on na scenie, wynika z muzyki. Nie eksponuje nadmiernie mocnego, ładnego głosu, ale pięknie prowadzi verdiowską frazę i co dowodzi najwyższej klasy – potrafi odkryć znaczenie każdego słowa tekstu, który dla wielu śpiewaków bywa jedynie dodatkiem do muzyki. Andrzej Dobber zdominował spektakl w Operze Wrocławskiej, choć wielu widzów przyszło dla swej krajanki Aleksandry Kurzak, która ze światowych teatrów przyjechała na premierę.
W pierwszej scenie próbowała odnaleźć się w tym przedstawieniu, ale popisową arię zaśpiewała już z klasą, nie kopiując dziesiątków innych znanych interpretacji. A potem z każdym momentem jej Gilda, córka Rigoletta, nabierała wyrazistości. W tej interpretacji obok wielkiego talentu jest dużo młodzieńczej żywiołowości, która z czasem może się przemienić w artystyczne mistrzostwo.
Trzecim bohaterem stał się reżyser Michał Znaniecki. Rozgrywając akcję Rigoletta na drewnianej scenie otoczonej drewnianymi ścianami, nawiązał do szekspirowskiego teatru elżbietańskiego, co pozwoliło na umowność inscenizacyjnych rozwiązań. Znaniecki nie próbował odtwarzać tzw. prawdziwego życia, chętniej natomiast operował symbolami, bawiąc się historycznym kostiumem. To przedstawienie ma plastyczny urok i smak.W roli księcia Mantui wystąpił młody Amerykanin Gregory Turay, którego głos za kilka lat może w pełni dojrzeje do tej partii. Odnotować też należy udany występ Damiana Konieczka (zbir Sparafucile).
Ewa Michnik poprowadziła orkiestrę tak, by uniknąć szaleńczych temp, a pewne dostojeństwo interpretacji nie pozbawiło muzyki Verdiego dramatyzmu. I tak kolejna premiera w Operze Wrocławskiej stała się wydarzeniem sezonu w kraju.
Rigoletto, czyli triumf śpiewu
Wrocławska premiera Rigoletta Verdiego - dawno nie słyszałem w Polsce tak znakomicie zaśpiewanego spektaklu operowego. W partii tytułowej wystąpił w piątek Andrzej Dobber, w roli jego córki Gildy - Aleksandra Kurzak.
Dobber, występujący w największych teatrach operowych na świecie (we wrześniu zadebiutował w Metropolitan Opera w Nowym Jorku), stworzył pod względem wokalnym i aktorskim prawdziwą kreację, która zdominowała cały spektakl. Rigoletta skonstruował na emocjonalnych i charakterologicznych kontrastach - błazen niszczący i ośmieszający przeciwników na dworze Księcia Mantui jest tak naprawdę gorliwym, nadwrażliwym ojcem chroniącym przed światem swą córkę. Andrzej Dobber zagrał postać wielowymiarową, znakomicie przy tym śpiewając.
Gilda Aleksandry Kurzak - kolejnej gwiazdy MET - na naszych oczach przeistoczyła się z prostej zagubionej dziewczyny w świadomą kobietę niewahającą się ani chwili, by poświęcić życie i zginąć za ukochanego. Wokalnie - lekka, naturalna, pełna wdzięku. Arię "Caro nome" artystka zaśpiewała dość wolno, za to ze świadomością każdego dźwięku, frazy, znaczenia słowa. Trzeci z głównych bohaterów, Amerykanin Gregory Turay (Książę) - też związany z MET - na tle naszych artystów nie błyszczał. Śpiewał spokojnie, bez fajerwerków, głosem czasem zmęczonym i mało uwodzicielskim. Dobrze wypadli natomiast śpiewacy mniejszych ról: Damian Konieczek (Sparafucile), Anna Bernacka (Magdalena) i Stanisław Kufluk (Monterone). Udało się więc zebrać we Wrocławiu obsadę w pełni satysfakcjonującą, która znalazła silne oparcie w orkiestrze prowadzonej przez Ewę Michnik (gdyby tak w partii Księcia wystąpił jeszcze jeden nasz eksportowy artysta, Piotr Beczała, byłoby optymalnie). Szkoda tylko, że Kurzak i Dobber pojawili się tylko w premierowej obsadzie.
Reżyserię, inscenizację i scenografię Rigoletta przygotował Michał Znaniecki, wystawiający przede wszystkim we Włoszech, Francji i w Hiszpanii - we Wrocławiu przygotował m.in. Cosi fan tutte Mozarta i plenerowy Napój miłosny Donizettiego. Znaniecki stworzył spójną, konsekwentną inscenizację, która przemawia do widza swą prostotą i symbolami. Reżyser obudował scenę drewnem, tworząc zamkniętą, okrągłą przestrzeń (rodzaj muszli koncertowej), co znakomicie wpłynęło na akustykę pomieszczenia. W efekcie powstał teatrzyk elżbietański, niczym londyński Globe, z charakterystycznymi strojami i makijażami. Na głównej scenie stworzono też mniejszą, usytuowaną centralnie, na której rozgrywają się najważniejsze fragmenty spektaklu (sypialnia Księcia, dom Rigoletta).
Znaniecki skupił się przede wszystkim na postaci Księcia, który według niego nie jest próżnym rozpustnikiem, lecz człowiekiem znudzonym kobietami, który wreszcie prawdziwie się zakochuje. Stąd arię "La donna é mobile" ("Kobieta zmienną jest") śpiewa do Gildy, która zniknęła z dworu zabrana przez ojca. Szuka jej niczym Kopciuszka - co więcej, prostytutkę Magdalenę stara się upodobnić do utraconej ukochanej. Koncepcja to ryzykowna, nie do końca znajdująca potwierdzenie w realizacji scenicznej, bowiem partia Księcia zdecydowanie ustępuje tej tytułowej. Ciekawiej pod względem psychologicznym został poprowadzony Rigoletto, ale to z pewnością zasługa Andrzeja Dobbera, aktorsko górującego nad Turayem. Realizacja Znanieckiego rozgrywa się na dwóch planach - realistycznym i metafizycznym. Oba cały czas zazębiają się, nakładają na siebie, wchodzą w dialog. To, co reżysera interesuje najbardziej, to uczucia i dylematy moralne bohaterów. Znaniecki traktuje ich jak zwykłych ludzi, którzy kochają i cierpią. I dlatego wrocławski Rigoletto jest tak bliski.
Rigoletto: Premiera w Operze Wrocławskiej
Nowa inscenizacja Michała Znanieckiego nie jest może przełomowa, ale znacznie uwspółcześnia słynną operę Giuseppe Verdiego. A dzięki rewelacyjnym solistom główna para bohaterów - błazen Rigoletto i jego córka Gilda - staje się niezwykle wiarygodna. To czwarta realizacja Rigoletta, jaką zrobił Znaniecki, a w przypadku wrocławskiego teatru operowego zmiana patrzenia na to dzieło była konieczna.
Ostatnią inscenizację niektórzy melomani oglądali osiem lat temu w nieprzyjaznej dla opery przestrzeni Wytwórni Filmów Fabularnych. Pocieszeniem dla ówczesnej publiczności mógł być fakt, że w partii Gildy występowała młodziutka Aleksandra Kurzak, już wtedy zachwycając skalą głosu i talentem aktorskim. Ale dawna produkcja, choć klasyczna, potrzebowała odświeżenia.
I nowa wersja w reżyserii Znanieckiego taką odwilż przynosi. Zamiast zgorzkniałego garbusa z dawnej inscenizacji mamy pełnego wigoru i okrucieństwa Rigoletta (rewelacyjny Andrzej Dobber), który zabawia się kosztem innych nie tylko dlatego, że jest na służbie u fircykowatego księcia - on zdaje się czerpać prawdziwą przyjemność z faktu upokarzania dworaków. Jak gdyby mścił się za to, że jest niepopularny. Nawet wracając do domu nie jest typem miękkiego rodzica, raczej ojca - strażnika, który pilnuje córki Gildy (świetna Aleksandra Kurzak, gościnnie) niczym cennego przedmiotu.
Gilda jest oczywiście młodą i nieco naiwną dziewczyną, ale pod koniec jej wybór - oddać życie za ukochanego - okazuje się przejawem dojrzałości i indywidualnej decyzji, niezależnej od pragnień ojca. Książę (Gregory Turay) to nie sprytny Casanova, raczej słaby mężczyzna, którego decyzjami z łatwością kieruje dwór. Nawet kiedy śpiewa słynne "La donna è mobile" nie jest zalotny, tylko raczej zadziwiony zmiennością kobiet. Mimo, że miał ich w życiu wiele.
Ciekawa jest wreszcie Magdalena (dobra Anna Bernacka), siostra zbira Sparafucile (Damian Konieczek), nie lubieżna rozpustnica, a bardziej ubrana w wyzywające stroje wylękniona dziewczyna, niepewna swojej wartości.
Cały dramat Znaniecki rozegrał w półokrągłych drewnianych dekoracjach, inspirowanych słynnym szekspirowskim teatrem The Globe. Bardzo ciekawie wygląda scena zwłaszcza w drugim akcie, kiedy Rigoletto wraca do swojego domu - twierdzy przypominającej klatkę dla ptaków (ich zbieranie to zresztą hobby Znanieckiego). Zamknięta w niej na klucz Gilda ma w środku nawet huśtawkę i prowadzącą do niej drabinkę.
Reżyser ubrał bohaterów ubrał w stylu elżbietańskim, choć akurat kluczowym postaciom brak barokowego przepychu. Znakomici są soliści - Andrzej Dobber po raz kolejny (poprzednio śpiewał we Wrocławiu Króla Rogera) stworzył na scenie niezwykle wyrazistą, tragiczną postać człowieka, który stracił wszystko. Jego głos jest wymarzony do partii Rigoletta, potrafi nim wyrazić zarówno swoją hardość, jak i błaganie przy niezwykłej śpiewności frazy.
Aleksandra Kurzak jako Gilda (zaśpiewała tylko ten jeden premierowy spektakl) to zjawisko przynajmniej z dwóch powodów: sopran, niegdyś ciemniejszy, bardzo się zmienił od czasu jej występów we Wrocławiu w Rigoletcie osiem lat temu. Stał się jasny, niezwykle barwny i czuć, że Kurzak ma nad nim doskonałą kontrolę. Wrocławianka, która robi karierę w teatrach operowych na świecie, jest też dobrą aktorką, co dodaje wiarygodności jej kolejnym rolom. Zresztą uwielbiająca ją publiczność szalała, kiedy ta kończyła arię "Caro nome" z II aktu. Dobrze wypadła też Anna Bernacka, nowa śpiewaczka Opery Wrocławskiej, w partii Magdaleny.
W tej beczułce miodu, jaki wylano na uszy melomanów, znalazła się jednak i łyżka dziegciu. Znaniecki, który obiecywał, że jako reżyser nie będzie działał wbrew muzyce, złamał przyrzeczenie w przynajmniej jednym przypadku. Podczas IV aktu kazał jednej z par bohaterów (Księciu i Magdalenie) uprawiać na półleżąco miłość. I nie chodzi o szok. Problem w tym, że niesmaczna (w tym przypadku) scena odwróciła uwagę od prawdziwego hitu Verdiego, a ściślej jednego z najpiękniejszych fragmentów, jakie wyszły spod jego ręki - "Bella figlia dell’amore".