Nieco dziwnym dziełem jest ten słynny zbiór średniowiecznych pieśni, do których lekko archaizującą muzykę skomponował w 1937 roku Carl Orff. Nie dość, że nie brakuje w nim wyrazistej akcji scenicznej, to na dodatek pieśni, podobnie jak każda z trzech części, nie są z sobą powiązane. Nośnikiem treści jest w tym przypadku bardziej chór niż każdy z solistów. Byłem więc ciekaw jak zespół realizatorów poradzi sobie z tymi problemami w ogromnym wnętrzu wrocławskiej Hali Ludowej.
Rzeczywistość, czyli to co zobaczyliśmy, przeszła nasze oczekiwania! Robert Skolmowski, reżyser i autor inscenizacji, wręcz zarzuca widza swoimi pomysłami. Mimo że efektownie barwne obrazy zmieniają się niczym w kalejdoskopie, to nie można inscenizacji odmówić logicznej dramaturgii. Przez scenę wędrują korowody postaci na szczudłach, w basenie pływają nimfy, a Apollo przybywa na łodzi.
Jest wielki łabędzi, jednorożec i potężne koło fortuny strącające ludzi w otchłań. Wszystko to bardzo efektownie oświetlone i rozmieszczone na potężnej scenie, w środku której zbudowano kanał dla orkiestry. Oprawa scenograficzne i piękne kostiumy Moniki Graban i Radka Dębniaka znakomicie budowały klimat i współgrały z pomysłami reżysera. Między innymi świetnym pomysłem okazało się wtopienie chóru w krajobraz sceniczny i uczynienie z niego wędrującego elementu scenografii.
Na podkreślenie zasługuje, co jest już swoistą tradycją, wysoki poziom muzyczny. Pięknie grała orkiestra prowadzona batutą Tadeusza Zatheya oraz przygotowane przez Małgorzatę Orawską chóry. Dyrygent postawił na zawartość muzyki i podkreślenie jej brzmieniowych kontrastów. Natomiast śpiewacy i chór zadbali, by każda pieśń miała właściwy ładunek emocjonalny.
Pięknie zaśpiewała partię Dziewczyny Aleksandra Kurzak, jej krystalicznie czystego głosu o srebrzystej barwie i bogatym brzmieniu słucha się z ogromną przyjemnością. Nie mniejszą było słuchanie Bogusława Szynalskiego w partii Opata oraz Jacka Jaskuły jako Poety i Apolla. Pierwszy z panów nie tylko imponował wspaniałą dykcją łacińskiego tekstu i pięknym wyrównanym brzmieniem, ale okazał się znakomity aktorsko.
Drugi ujmował młodzieńczą fantazją, piękną barwą i swobodą prowadzenia frazy. Na uznanie zasługuje również Tomasz Jedz, który trudną pieśń łabędzia (najczęściej powierzaną kontratenorom) zaśpiewał niemal pełnym głosem, nie uciekając się do falsetu.
Na zakończenie można się pokusić o stwierdzenie. Opera Dolnośląska ma za sobą kolejną wielką inscenizację i kolejny wielki sukces artystyczny i frekwencyjny. Trzy przedstawienia obejrzało w sumie ponad 10 tysięcy widzów.
Nieco dziwnym dziełem jest ten słynny zbiór średniowiecznych pieśni, do których lekko archaizującą muzykę skomponował w 1937 roku Carl Orff. Nie dość, że nie brakuje w nim wyrazistej akcji scenicznej, to na dodatek pieśni, podobnie jak każda z trzech części, nie są z sobą powiązane. Nośnikiem treści jest w tym przypadku bardziej chór niż każdy z solistów. Byłem więc ciekaw jak zespół realizatorów poradzi sobie z tymi problemami w ogromnym wnętrzu wrocławskiej Hali Ludowej.
Rzeczywistość, czyli to co zobaczyliśmy, przeszła nasze oczekiwania! Robert Skolmowski, reżyser i autor inscenizacji, wręcz zarzuca widza swoimi pomysłami. Mimo że efektownie barwne obrazy zmieniają się niczym w kalejdoskopie, to nie można inscenizacji odmówić logicznej dramaturgii. Przez scenę wędrują korowody postaci na szczudłach, w basenie pływają nimfy, a Apollo przybywa na łodzi.
Jest wielki łabędzi, jednorożec i potężne koło fortuny strącające ludzi w otchłań. Wszystko to bardzo efektownie oświetlone i rozmieszczone na potężnej scenie, w środku której zbudowano kanał dla orkiestry. Oprawa scenograficzne i piękne kostiumy Moniki Graban i Radka Dębniaka znakomicie budowały klimat i współgrały z pomysłami reżysera. Między innymi świetnym pomysłem okazało się wtopienie chóru w krajobraz sceniczny i uczynienie z niego wędrującego elementu scenografii.
Na podkreślenie zasługuje, co jest już swoistą tradycją, wysoki poziom muzyczny. Pięknie grała orkiestra prowadzona batutą Tadeusza Zatheya oraz przygotowane przez Małgorzatę Orawską chóry. Dyrygent postawił na zawartość muzyki i podkreślenie jej brzmieniowych kontrastów. Natomiast śpiewacy i chór zadbali, by każda pieśń miała właściwy ładunek emocjonalny.
Pięknie zaśpiewała partię Dziewczyny Aleksandra Kurzak, jej krystalicznie czystego głosu o srebrzystej barwie i bogatym brzmieniu słucha się z ogromną przyjemnością. Nie mniejszą było słuchanie Bogusława Szynalskiego w partii Opata oraz Jacka Jaskuły jako Poety i Apolla. Pierwszy z panów nie tylko imponował wspaniałą dykcją łacińskiego tekstu i pięknym wyrównanym brzmieniem, ale okazał się znakomity aktorsko.
Drugi ujmował młodzieńczą fantazją, piękną barwą i swobodą prowadzenia frazy. Na uznanie zasługuje również Tomasz Jedz, który trudną pieśń łabędzia (najczęściej powierzaną kontratenorom) zaśpiewał niemal pełnym głosem, nie uciekając się do falsetu.
Na zakończenie można się pokusić o stwierdzenie. Opera Dolnośląska ma za sobą kolejną wielką inscenizację i kolejny wielki sukces artystyczny i frekwencyjny. Trzy przedstawienia obejrzało w sumie ponad 10 tysięcy widzów.
PieĹni Ĺwieckie, tekst wg Ĺredniowiecznego rÄkopisu z klasztoru Benediktbeuren (Bawaria) Prapremiera: Frankfurt, 8 VI 1937 Premiera polska: ĹĂłdĹş, 1963
Scena - Hala Stulecia
Spektakl w oryginalnej wersji jÄzykowej z polskimi napisami
Kierownictwo muzyczne Tadeusz Zathey
Inscenizacja i reĹźyseria Robert Skolmowski
Scenografia i kostiumy Radek DÄbniak Monika Graban